SP nr 41 im.Romualda Traugutta w Bydgoszczy

12
        DZIENNIK
   
ELEKTRONICZNY

obiady menu baner

logo sus niebieskie male

projekt po co dlaczego jak

SOiT - logo1

erasmus baner 2018a

pko sko 950x200 male

 

 

 

MIĘDZYSZKOLNY KONKURS "MOJA OPOWIEŚĆ WIGILIJNA"

 

Mamy zaszczyt poinformować Państwa o wynikach Międzyszkolnego Konkursu „Moja Opowieść Wigilijna”:

  • Miejsce pierwsze: Karolina Ojewska ze Szkoły Podstawowej nr 31,
  • Miejsce drugie: Maksymilian Łasecki ze Szkoły Podstawowej nr 63,
  • Miejsce trzecie: Marta Radwańska ze Szkoły Podstawowej nr 34,
  • Wyróżnienia: Jakub Krawczyński ze Szkoły Podstawowej nr 4 i Patrycja Langer ze Szkoły Podstawowej nr 66.

 
GRATULUJEMY ZWYCIĘZCOM!

 

Pragniemy podziękować wszystkim uczniom oraz ich opiekunom za bardzo duże zainteresowanie naszym konkursem. Otrzymaliśmy 51 opowiadań o tematyce świątecznej. Przeczytaliśmy je z wielką przyjemnością i zainteresowaniem. Poniżej zamieszczamy treść zwycięskiej historii. Zapraszamy do lektury.

 

20171227 011259

 

"NIEZAPOWIEDZIANA WIZYTA"

Grudzień przyszedł niepostrzeżenie. Zakradł się na palcach w ciemności poranka i zmroził oddechem krzywe dachy, parapety, szyby... Z każdym dniem coraz mocniej okręcałam się szalikiem, wypatrując tak długo wyczekiwanych świąt.
W dzień Wigilii od rana w naszym domu panował rozgardiasz - i chyba można go zaliczyć do takiej małej rodzinnej tradycji. Wielkim teatrem działań stały się, rzecz jasna, kuchnia i salon, w którym cała moja rodzina zasiadała zawsze zgodnie do kolacji. Świąteczne dekoracje i strojenie choinki - to były zadania dla mnie i mojego rodzeństwa. Wbrew pozorom, bardzo odpowiedzialne, bo każdy z nas chciał wszystko robić po swojemu - Borys wolał czerwone światełka na choince, ja próbowałam przemycić nieco więcej anielskiego włosia, a młodsza siostra koniecznie chciała ubrać Jezuska, który leżał cierpliwie i nad wyraz spokojnie w żłobku - w szopce, która należała jeszcze do mojego pradziadka i miała chyba ze sto lat! Przez cały dzień z kuchni ulatywały zapachy wigilijnych potraw przygotowywanych na Boże Narodzenie, które też wprawiały nas w błogi nastrój - barszczu, kapusty z grzybami, pierogów i karpia, którego, jak zawsze, było nam wszystkim żal...
W końcu i pogoda przyłączyła się do świętowania. Wszyscy przykleiliśmy nosy do szyby, obserwując z zachwytem opadający miękko śnieg.
-    Patrzcie, jakie piękne i duże płatki - powiedział Borys.
-    No, jeszcze takich nie widziałam... Są wyjątkowe. Przypominają kruche i lekkie baletnice, które tańczą na wietrze... - szepnęłam, a mój gorący oddech zamazał cały obraz.
Po południu na stole pojawił się śnieżnobiały obrus, a na nim - zabytkowa zastawa, która dla moich rodziców miała wielką sentymentalną wartość. Właśnie dlatego nikomu nie przeszkadzały wypłowiałe różyczki - wręcz przeciwnie, były dla nas symbolem wspólnego świętowania.
Dom wypełnił się zapachem cynamonu, cytrusów, przypraw korzennych i świeżego drzewka świerkowego. Wszystko to połączyło się w jeden urzekający
aromat.
- Widzisz ją? Widzisz? - niecierpliwiła się Michasia, zmuszając nas do wpatrywania się z uwagą w zimowe niebo.
-    Jeszcze nie! - krzyknęliśmy do spółki z Borysem.
-    No, kiedy w końcu? - przestępowała z nogi na nogę.
Nagle Borys wyciągnął rękę i zawołał:
- Jest, jest!
Odetchnęliśmy z ulgą - przecież nie mogliśmy zasiąść do wieczerzy bez wyraźnego znaku z góry. Kiedy wreszcie pojawił się pierwszy srebrny punkcik na niebie, otoczyliśmy kręgiem stół, a mama przyniosła ułożone na białym talerzyku opłatki - cieniutkie i błyszczące.
Oczywiście, nie byłabym sobą, gdyby mojej uwagi nie przyciągnęły kolorowe paczuszki poukładane zgrabnie pod świątecznym drzewkiem. Między jednym a drugim kęsem zastanawiałam się, w której jest mój nowy szalik w renifery zamówiony w specjalnym liście do Świętego Mikołaja...
Kiedy kolacja zbliżała się ku końcowi, rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, nie spodziewaliśmy się przecież gości, choć mama zawsze stawiała jedno tradycyjne puste nakrycie. „Czyżby wreszcie znalazło swojego właściciela?" — pomyślałam.
Tata zdecydowanym ruchem otworzył drzwi, a w nich pojawiła się duża postać w czerwonym kubraku, z obowiązkową długą i białą brodą. Jej głos kogoś mi przypominał, ale szybko o tym zapomniałam, ponieważ bardziej interesowało mnie to, co trzymał w rękach ten niewymiarowy święty. Był to nieduży wiklinowy kosz, który - gdy się mu dobrze przyjrzało - wydawał się lekko poruszać i wydawać cichutki pisk.
Zdobyłam się na odwagę i razem z siostrą podeszłyśmy do Świętego Mikołaja. On, widząc nasze niezdecydowanie, uśmiechnął się szeroko i mrugnął okiem - chyba na zachętę, bo Michalina miała dość niewyraźną minę.
- Co tam jest... - zaczęłam nieśmiało.
- ...w tym koszyku? - Misia weszła mi w słowo.
Ale Święty Mikołaj nic nie powiedział, tylko delikatnie wyciągnął koszyk w naszą stronę. Emocje sięgnęły zenitu. Nagle wieko samo się uniosło i wyjrzała spod niego najpiękniejsza, najsłodsza psia mordka na całym świecie! Kiedy mała biała kulka wyskoczyła - nie bez problemów - na podłogę, piskom i okrzykom radości nie było końca. Moje marzenie - ważniejsze nawet od szalika w renifery - zostało spełnione! Byłam taka szczęśliwa.
Po pewnym czasie ochłonęłam i wtedy zaczęła nurtować mnie myśl - kim był Święty Mikołaj? Jego wielka postać i tubalny głos kogoś mi przypominały... Choć tak naprawdę to zupełnie nieważne - liczy się to, że powtórzył się cud Świąt. Bo czyż może być coś piękniejszego niż kochająca się rodzina, wspólny stół, zgoda, kolędowanie i cichy blask choinki rozświetlający mrok wieczoru?
I jak tu nie kochać Bożego Narodzenia...

Autor: Karolina Ojewska